Kozie przeprawy
Na dzisiejszy turniej przytargałem przewaloną eMorvahnę i mojego ulubionego pKruegera. Wahałem się co do takiego sparowania ale ostatecznie się na nie zdecydowałęm z kilku powodów: po pierwsze eMorvahna to no brainer i sama wygrywa, po co jej w ogóle warlock do pary? po drugie pKruegerem jak dotąd mam najlepsze ratio jeśli idzie o gry turniejowe i generalnie najlepiej go czuję. Poza tym ta para jest bardzo dobra w karceniu PoMu któego się spodziewałem i którego nie lubię (był jeden przy zwykłych czterech...) i prezentuje odmienny zupełnie sposób rozgrywki. I ostatni taki "wpływ otoczenia" to że chyba nie bez przypadku na taką parę zdecydowało się 2 albo 3 graczy obory na WMW A i Chomik też zdaje się tym ciśnie. Obaj casterzy są dosyć uniwersalni i nie mają jednoznacznych "busterów" przez co może trochę trudno jeśli idzie o wybór... dlatego pierwsze trzy gry bez zastanowienia grałem eKozą i na ostatnią się zblokowałem na Kruegerze
A oto rozpiski
Morvahna the Dawnshadow (*5pts)
* Woldwrath (20pts)
Shifting Stones (2pts)
Tharn Ravagers (Leader and 5 Grunts) (9pts)
* Tharn Ravager Chieftain (2pts)
Warpborn Skinwalkers (Leader and 4 Grunts) (8pts)
* Warpborn Alpha (3pts)
Wolves of Orboros (Leader and 9 Grunts) (6pts)
Gallows Grove (1pts)
Gallows Grove (1pts)
Gatorman Witch Doctor (3pts)
Hmmm no rozpa mooocno eksperymentalna. Jedna bestia wymaga jednak sporej ostrożności. Wcześniej w miejscu WoO miałem woldwatchera i generalnie do knypka nic nie mam, ale zauważyłem że jego wkłąd w grę jest znikomy i na dwóch oddziałach tylko brakuje mi trochę jakiejś "stołowej prezencji". Zombifikowane wilczki są bardzo upierdliwe jeśli chodzi o scenriusze, reachem elegancko wiążą strzelaczy, są bardzo celne i szybko dochodzą do walki, żeby leczyć Morvahnę. No i wnioski z gry są takie: jak jest sam woldwrath to się jednak gra nim zupeeełnie inaczej niż jak towarzyszy mu inna bestia. Bezwzględnie należy trzymać go z tyłu, nigdy nie forsować do końca i traktować jako "finiszer". Utrata jedynej bestii - która spotkała mnie dwa razy - zmusza Morvahnę do bezwzględnego wycofania się - caster na dużej podstawce stojący często na 5 hp'kach z 15'stką arma jest tak delikatny że może go zdmuchnać NAWET WINTER ARGUS! Także oto wyniesiona lekcja, poza tym caster przegięty zupełnie i rozpiska chyba na razie taka zostanie, grało się nią bardzo dobrze i z wilków w miejscu małego kamienia jestem raczej zadowolony.
Krueger the Stormwrath (*5pts)
* Gorax (4pts)
* Feral Warpwolf (9pts)
* Warpwolf Stalker (10pts)
* Woldwarden (9pts)
Shifting Stones (2pts)
* Stone keeper (1pts)
Shifting Stones (2pts)
Tharn Bloodweavers (Leader and 5 Grunts) (5pts)
Warpborn Skinwalkers (Leader and 4 Grunts) (8pts)
* Warpborn Alpha (3pts)
Gallows Grove (1pts)
Gallows Grove (1pts)
Rozpiską tą zagrałem dziś tylko raz. Grałem już kilkoma buildami pod pKruegerem (oczywiście nie mogę mówić, że go znam na wylot i go ograłem, w żadnym wypadku) i to ma szanse na bycię tym ostatecznym. Wszystko tu działa jak należy! Warden to oczywiście wielka strata w porównaniu do megalitha, ale przy braku gobberów jego animus się bardzo przydaje do dania stalkerowi/dzewom prowla. Jest wystarczająco celów dla tendrilsów, skini się lubią z deflekcją, pioruny jak zwykle latają jak szalone Skini dają mi twardy klocek do blokowania stref, a bloodweaverki to bardzo szybka flanka która z reachem potrafi zrobić bardzo dużo jak na swoje 5pkt i dodatkowo na hordy mogą mocno dać po ryju. Niestety prawie nic z tego nie zostało pokazane w dzisiejszej grze Tzn. to co miało iść to szło dobrze jak zawsze - cryxowa piechota topniała w oczach - feat edenny przetrwałem nie oddając ani jednego punktu a samemu PRAWIE scorując. Ten setup bestii jest moim zdaniem optymalny i raczej nic z nim nie będę kombinował. Pozostaje tylko ćwiczyć.
No i tu zakończona część pierwsza, teraz część druga czyli przemyślenia na temat samych bitew (nie sądzę, żeby ktoś to już w tym momencie czytał).
GRA #1, Blady, scenariusz destruction, pIruska. Ma tam conquesta, iron fangów, WGI z oficerem i józiem, WG ze strzelbami, ayanę I P*****GO HOLTA
Nie będę opisywał poszczególnych tur bo nie wiem co i kiedy się działo. W każdym razie zacząłem. Tharnami i wilkami szedłem w stronę gwardii a skinami w stronę iron fangów. Trochę bałem się jego feata, ale kości bladego były dla mnie bardzo łaskawe. W swojej turze kiedy bardzo sporo strzelał zabił mało co, może ze dwóch tharnów i paru WoO. W mojej turze zaś tracił już sporo gwardii (oczywiście musiały iść jakieś puryfikacje co by ich się trafiać dało) i sporo miał związane, skinwalkerzy ślicznie wycinali IFP i co najważniejsze szanowny Blady nie zdawał prawie żadnych toughów co bardzo dobrze rokowało. Z ciekawych rzeczy to popełniłem idiotyczny błąd i bez powodu zagrałem dosyć agresywnie woldwrathem (teraz sobie kuźwa przypomniałem, że ten debil strzelał do Ayany i nie zabił holta leapem, kurna wszystko ten holt zasrany) i w następnej turze zaszarżował mnie napakowany focami conquest. Rzucał niezłe a i był na +2 więc zostawił mi do spółki z if kovnikiem woldwratha na 8-hpkach. Bardzo źle to wyszło, nie powinno tak być. Reszta oddziałów się bije, oczywistość. Morvahna musiała w kolejnej turze featować, wszystko wróciło na stół wiążąc większość gwardii. Małpie wyleczyłem 2 aspekty i zabrała się do tłuczenia conquesta - może jeszcze ze 2-3 tharnów brało w tym udział. Ogólnie został tam gdzieś na 10 kratkach ze sprawną jedną reką i movementem bodaj? W następnej turze conquest ostatnią ręką próbuje dobić woldwratha i dwa razy z rzędu rzuca dwie pały na obrażenia zostawiając mi gargadrzewo na 4 hpkach Ucieszyło mnie to bo jakby zginął to ledwo żywa paniena dostałaby if kovnika na mordę a wiadomo, ze mogłaby tego nie przeżyć. Zamiast tego kovnik dobił mi kolosa. Reszta oddziałów się klepie, mam wyraźną przewagę jeśli idzie o liczebność piechoty. W swojej turze Morvahna dobija conquesta i spiernicza gdzie się tylko da. Mniej więcej w tym momencie zaczynam już dożynać oddziały przeciwnika i niszczę objective. No wyżyna była ostra, dochodzi do tego, że po stronie bladego zostaje kilka modeli - pojedyncze modele z gwardii, war dog, HOLT, może jakiś jeden ostatni iron fang. U mnie 4 skinwalkerów, ze 3-4 wilki i pełne kamienie w strefie. Krótkie tury wiadomo, czas leci szybkie dożynki. No i zostaje sam holt (mi w tym momencie tylko ze 2 skinwalkerów i shiftingi. Ostatni skinwalker nie trafia holta dwoma atakami (w którego już czymś biłęm, miał wbite 2 hpsy po jakimś ciulowym (przerzucanym rzecz jasna) rzucie. W tym momencie do akcji wkracza irusk, zabija wszystkich skinwalkerów, w strefie zostają same kamienie. Ja Morvahną nie mogę podejść bo irusk mnie zastrzeli bez problemu a kamienie wielkiej krzywdy nie zrobią. Przez holta nie mogę scorować. Skończyło się tak, że Blady iruskiem zabił kamienie, zabił objective kiedy ja bezskutecznie próbowałem ustrzelić holta czarem. Wygrał na scenariusz...
To była jedna z bardziej ekscytujących gier w mojej karierze, pełna zwrotów akcji i niepewna do ostatnich minut Bladego kości zrobiły w wała jak do mnie strzelał, mnie jak go dożynałem w strefie. Z ciekawych rzeczy, jednym z rzutów swoimi pancernymi kośćmi trafiłem model morvahny i spadła z kozy... dobrze, że melfist poratował kropelką. Wielkie dzięki dla Bladego, z przemyśleń dotyczących samej gry i ewentualnych błędów, to wydaje mi się, ze ten woldwrath niepotrzebnie poszedł, bo przez jego stratę Morvahna musiała się ostro kampić i nie korzystałem zbyt dużo z przerzutów. Gdyby ten pojedynek kolosów odwlec to może by trochę inaczej niektóre rzeczy wyszły? Generalnie wsparcie strzeleckie jakie oferuje conquest nie wydaje mi się zbyt imponujące, śmieszna celność i ciągłe znosy są mało straszne jak ma się głównie wielowoundową piechotą, no można to było zrobić inaczej Poza tym z gry i swojego "performęsu" jestem zgrubsza zadowolony, gięty caster to i grać można jak człowiek a nie się p*****ć Jeszcze Blady jakbyś mógł napisać jak to z Twojej strony wyglądało byłbym wdzięczny (poza tym trzeba było kostki doprowadzić butem do porządku ).
GRA #2, Zgubens, scenariusz z dwoma okrągłymi strefami i dwoma objective'ami (czyli nie outflank), pThagrosh tierowy, ravagora scythean i w opór ogrów.
Gra dosyć mozolna, zająłem swoją lewą strefę i chciałem ją dominować aż wygram. Zniszczyłem objective więc byłem punkt do przodu, blokowałem strefę zgubensa i tak się bawiliśmy. Doszło do chiwli kiedy było 4:3 dla mnie, Zgubens miał swoją strefę obastawioną a ja swoją, Zgubens ma 3 minuty na zegarze. Znowu byłem pewien, że jestem do przodu i nie mogę przegrać... ale się pomyliłem. Powoli kończyły mi się już modele do blokowania zgubensowi scenariusza, planowałem więc wejść tam woldwrathem któego już by nie ruszył. Niestety, Zgubens był cwańszy i wszedł do mojej strefy ravagorą, której nikt inny nie miał jak zabić i musiałem użyć małpy żeby utrzymać przewagę. W tym momencie zgubens ze swoimi 3 minutami zniszczył objective scythenaem (o którym cholera na śmierć zapomniałem AAAAAARGGHHH!) wyrównując punkty na 4:4, wyczyścił szybciutko strefę i wygrał. Grzecznie przypomniałem mu, żeby jeszcze zablokował moją strefę bo głupio by było przez to przegrać 6:5 Gra znowu długa, plan był niezły z wykonaniem gorzej, teraz myślę, że mogłem nieco inaczej na feacie modele place'ować, żeby Zgubens miał większy kłopot z czyszczeniem swojej strefy Mimo to ciekawie było nie dostać druzgoczącego wpierdzielu od legionu, to nowość akurat! No i ponowny wniosek że eMorvahna jest gięta w opór.
GRA #3 Epik, incursion, pKaya
O tej grze mi się serdecznie nie chcę pisać, zabijaliśmy się generalnie, zaszarżowałem woldwrathem ferala i go zabiłem, miałem wytrzymać oklep stalkera i zabić go w kolejnej turze. Niestety plan się załamał, bo Stalker go poskładał w jedną turę Rzuty na mieczu: 9, 10, 11, 11, 11, 12. Na łapie chyba był jakiś słaby, no nie można mieć wszystkiego. Wcześniej gorax wbił mu kilka kratek, z 8 góra, mało istotne. To mnie trochę załamało, bo w tym momencie musiałem nie dość że kampić BARDZO castera to jeszcze iść na długą mozolną wyżynę... O mały włos bym przegrał, bo znikąd przyszedł winter argus i zaczął do mnie rzygać. Nawet mnie zabił, ale na szczęście sprawdziliśmy i nie mógł strzelać bo angażował go dzielny leader wilków orborosu. Fiuuuuu... No więc wyżynaliśmy się, Alpha i 3 tharnów zaszarżowało w jednym momencie Kayę na jednej furii, niestety ostatni tharn z przerzutem na 7'kach nie trafił i gra miałą się przedłużyć o kolejne 20 minut... czad. W końcu wyszedłem eMorvahną z ukrycia, z frustracji przeciągającej się gry i niesprzyjających rzutów. Kaya podeszła i próbowała featowej spell asasynacji, niestety nie trafiała 17'stki defa i zostawiła Morvahną na 3 czy 4 hp'kach. Gdybym przegrał tak głupio trzecią grę to naprawdę bym się wściekł... Na szczęście tak się nie stało i chociaż jedna gra była do przodu.
GRA #3, mój ulubiony Melfist, incoming, eDenny, raiderki, nyssy, mcthralle, Snapjaw + support.
Wszystko szło jak po maśle, pierwszy raz na jakimkolwiek turnieju rzuciłem na ChL poniżej 6 (raz 2 raz 5) ale piechota topniała w oczach, bestie żywe, zyskiwałem przewagę. Standardowo jak to w grze z melifstem, każdy mój najmniejszy ruch jest posądzany o oszustwo, co chwila kłótnie o jakieś milimetrowe ruchy, zasięgi, pierdoły. Typowe kwiatki jak "A tak w ogóle dwa rzuty temu rzuciłem krytyka i leżysz, nie zwróciłem uwagi bo myślałem, że Cię zabije". Taaaaa. Przywykłem . Deneghra bardzo agresywnie zafeatowała ustawiając się 12 cali od Kruegera za murkiem. Skupiałem się na scenariuszu, prawie udało mi się zascorować podczas jego feata ale leap poszedł nie w tego nyss huntera co trzeba. I wtedy pierdut dostałem od deneghry dark banishmenta. Przywykłem do gry z deneghrą kondziora, któy grał dużo bardziej defensywnie i nie miałem z tym jeszcze cholera do czynienia. Wiedziałem że jest, ale po prostu jakoś tak po 3 prawie dwugodzinnych męczących grach zapomniałem, że muszę na to uważać. Poza tym ubzdurałem sobie, że ta przeklęta zszyta baba ma porządne 6 spd'a a nie gięte 7, a melfist tak wyraźnie zaznaczał, że jest ode mnie 12 cali. Mogłem wyteleportować kruegera z zasięgu, mogłęm sobie rzucić skyborne'a (12'tki to dla młodego żaden problem, ale 14'stki można już odczuć). A co chyba najważniejsze i nie mam naprawdę pojęcia dlaczego o tym wtedy nie pomyślałem, to mogłem zwyczaje strzelić do denghry z działka i poprawić tornadem (miała może ze 3 foci bo wcześniej nieudolnie boostowała venomy w kamienie). Na 70% by umarła a jak nie to by na bank do mnie nie doszła. Brainfart jak to ładnie nazywają anglosascy przyjaciele, późna godzina się dała we znaki. Drugi raz się na tą sztuczkę nie dam!
Jak ktoś ma coś do napisania to zachęcam, nie gram zbyt często bo czasu brakuje (takie tam maturki i inne głupoty) więc choćby w ten sposób chciałbym jakoś wiedzę podszlifować. A jak wszyscy mnie oleją to żadna strata, bo pisanie po prostu sprawia mi przyjemność.
Pozdr.