Jestem typową sierotą po battlu i wraz ze śmiercią WFB (w moim przypadku odbyło się to już na początku 8 edycji, a nie pod koniec) zakochałem się w Warmachinie. Przez przypadek zostałem wciągnięty do gry w jednym ze sklepów - na 0 punktów, czyli battleboxami. Gra była szybka, dynamiczna i pełne bardzo ciekawych zasad jednostek, daleko ciekawiej i klimatycznej przedstawionych od tych w WFB. Mimo, że to była spora dawka zasad (sam caster mógł posiadać więcej zasad specjalnych niż cały army book do Imperium w WFB) to dzięki niewielkiej ilości modeli dało się to ogarnąć. Szybko zaangażowałem się w system i z przyjemnością grałem w ligii dla początkujących. Podczas jednego spotkania dało się rozegrać i z kilkanaście potyczek. Nawet nie przeszkadzało to, że gra była z niektórymi boxami z góry skazana na porażkę. Szybki łomot i jeszcze szybsze przejście do kolejnego starcie zapewniało dużo zabawy i przyjemność z gry. Zawsze coś się wygrało. Problem zaczynał się wraz z przechodzeniem na wyższe formaty. Modeli i zasad robiło się coraz więcej i bez perfekcyjnej znajomości modeli i świetnego rozeznania w przeprowadzania combosu przeciwnika - zawsze dostawało się srogi łomot. Być może zabrakło mi ambicji, samozaparcia czy dawnej energii, aby zacisnąć zęby i zaliczyć te przysłowiowe 100 wpierdoli na 50-75 punktów, zanim się ogarnie co i jak. Wkręciłem sporo znajomych w wmkę, ale i ci sromotnie polegli na warmachinowej drodze krzyżowej. Wraz z całkowitym zanikiem gier na małe punkty w końcu przestaliśmy grać.
Obecnie grywamy w Kow (Kings of War) - system szalenie przyjazny i szybki. Chociaż nie przepadam za mechaniką IGOYGO to jest jedyny system, w którym ten rodzaj aktywacji nie przeszkadza. Gra nawet na duże punkty zabiera mniej czasu niż rozgrywka w niewielki skirmisz.
Tym nie mniej WMKę koncepcyjnie uważam za najlepszy system w jaki grałem. Mam jednak wrażenie, że został pchnięty w złym kierunku. Taka masa złożonych i licznych zasad oraz ogromna różnorodność modeli przerasta nawet bardzo szczegółowy skirmisz, a wmka nie jest skirmiszem, a masowym bitewniakiem. Dlatego grając na duże punkty miałem wrażenie, że gram w x-winga, ale nie na 100 punktów średnio 3 statkami, ale na 1000 trzydziestoma modelami. Jak ma się samozaparcie to pewnie i można rozkminić prowadzenie 30 statków, ale dojście i ogarnięcie tego to nie lada wyzwanie, zapewne okupione wcześniej setką wpierdzieli na "dobrą zachętę". Dlatego wmka powinna posiadać docelowy dedykowany format na znacznie mniejsze punkty - dla podkręcenia grywalności w sam system.
Zgadzam się, że wmka na mały format jest jeszcze mniej zbalansowana niż na duży. W sporej mierze wynika to z mechaniki chociażby featów - samo ich odpalanie jest wstanie dosięgnąć i zniszczyć całość sił. Gry w wmkę mają to do siebie, że postawienie na combogenność lubi się kończyć spuszczeniem na blat stołu atomowego turbo combosa albo zrobieniem niespodziewanego caster-killa. Te comba na małe punkty potrafią być szczególnie dewastujące. Reszta dobija aktywacja IGOYGO, która generuje dużą ilość gier, w których przegrywa się bez poczucia odbycia walki czy postawienia realnego oporu (ot przeciwnik się odpala, a ty możesz tylko zdejmować figurki bez możliwości żadnej kontry). Mimo tych wad wpierdziele na 0 czy 15 punktów nie wyczerpują i nie zniechęcają tak, jak te na duże. W małych starciach zawsze coś się ugra, trafi na fajną rozgrywkę. W dużych zaś to często wielogodzinna mordownia, podczas której nie czujesz nic poza bezradnością - a takie coś już głęboko zapada w pamięć i zniechęca. Każdy z nas ma nieco inną wartość progu bólu, a wmka wymaga szczególnie dużej odporności, zanim człowiek zahartuje dupsko
.
Obecnie czekam pewnie na cud, a dokładnie mkIV, w której to autorzy gry wprowadzą jakąkolwiek alternatywną aktywację. Może być coś prostego, jak np. ta losowa z kostkami jak w Bolt Acion, albo ta z Conquesta z aktywacjami poprzez karty. Cokolwiek! Owszem można powiedzieć - CoI to właśnie twój wybór - ale ten system jest martwy i jest niczym więcej jak okrojoną maszynką. Gdyby CoI był stworzony jako mniejszy i zbalansowany format na małe punkty dla WMH - to byłby strzał w dziesiątkę. Jako niszowy system będzie zawsze gryzł się z wmką, która nie posiada takiej bazy graczy, aby mogła sobie pozwolić na jakieś rozdrobnienia, jak w przypadku masy często śmieciowych systemików GW, które lubią umierać po miesiącu od wydania.
Zgadzam się z tymi głosami, które mówią o potrzebie wprowadzenie małego formatu, ale nie jako przyjemnej i jedynie tymczasowej kąpieli w baseniku, po której masz zostać wrzucony na głęboką wodę z masą rekinów i przetrwać albo zostać pożartym - tylko kompetytywnego formatu turniejowego na równych prawach z obecnym 75. Różnorodność w niczym nie zaszkodzi, ale grunt żeby były przynajmniej dwa "podstawowe" formaty (mały i duży) - najlepiej trzy (0-25-75). Problem w tym, że tak się nie stanie. Środowisko wmkowe nie czuje takiej potrzeby, ani tym bardziej nie jest wstanie napisać takiego formatu, aby był chociaż nieco bardziej zbalansowany - inaczej ten temat nie wracałby jak bumerang. W WFB nie tylko bardzo elastycznie wprowadzano zmiany w samej kompozycji, ale i potrafiono realnie zmieniać zasady gry na potrzeby rozgrywki turniejowej (balancing patche i wiele innych). Przykładowo w wmce ograniczenie featów czy nawet ich wywalenie w formacie małych punktów to takie minimum, które w WFB byłoby czymś oczywistym, ale wmce nikomu to przez myśl nie przejdzie. Innym przykładem może być ograniczenie caster-killa, tak aby nie kończyło się natychmiastowym zakończeniem gry. Określona osoba albo też zespół powinien ułożyć zasady pod mały format i pewnie Cyel najlepiej by się do tego nadawał.
Jedno z prostszych rozwiązań może zawierać coś takiego: gracz A życzy sobie gry na 20 punktów to gracz B na takie punkty z nim gra (oczywiście wszyscy gracze na turnieju wiedzą o możliwości gry w dwóch różnych formatach). Dzięki temu można uniknąć dzielenia i tak dość skąpych zasobów turniejowych na małe i duże formaty (wmka to nie gigantyczne środowisko battlowe)