Posty: 202
Dołączył(a): wtorek, 26 listopada 2013, 18:14
Lokalizacja: Warszawa
Frakcja: Circle Orboros
Re: Jak uzdrowić środowisko vol.2 2020
Całego wątku nie chce mi się czytać, więc zapewne to co napiszę będzie powtórzeniem wypowiedzi innych.
W WM byłem wkręcony na początku wejścia MK2 (10-11 lat temu?), za czasów świetności pewnego radosnego sklepu na Ursynowie w Warszawie (tzw. Cycadela).
Wtedy do gry zachęciło mnie kilka czynników:
- fluff;
- skirmishowy model rozgrywki (standardem turniejowym wtedy było 35 pkt przy punktacji Mk2);
- bardzo sympatyczni ludzie i opieka ze strony PG - praktycznie od przekroczenia drzwi sklepu zostałem zachęcony do gry, ktoś zaproponował partyjkę połączoną z wyjaśnieniem zasad, zaprosił na turniej dla początkujących (15 pkt) itd Kto to dokładnie był już nie pamietam... ważne, że ani przez moment nie miałem uczucia, że zostałem z grą sam.
W międzyczasie przeszedłem masę frakcji, wiele rozpisek i sporo gier - choć nigdy nie byłem graczem dobrym. Brakowało mi cierpliwości do szlifowania umiejętności konkretnymi rozpiskami i uczenia się ich. Ale bawiłem się przednio:) Udało się zaliczyć kilka turniejowych wyjazdów, zagrać w masterach, a nawet pograć w piłkę nożną i czokokości
Po 2-3 latach przyszło jednak zderzenie z rzeczywistością - praca, studia, rodzina itd skutecznie zajmowały kolejne sloty czasowe, które kiedyś mogłem poświęcić na grę.
Do tego WM zaczęła ewoluować w stronę regularnego bitewniaka - standardem turniejowym zaczęły być większe formaty punktowe co szczerze mi nie odpowiadało. Rozgrywka trwająca 2h (+ ułożenie terenu i pacynek) to zdecydowanie zbyt długo, podobnie jak całodzienne turnieje (nie pamietam kiedy ostatnio mogłem sobie pozwolić na poświęcenie 8 h na swoja rozrywkę...).
I to właśnie rozmiar tej gry spowodował, iż odechciało mi się w nią grać. Ogarnięcie tego co się mam na stole zaczęło być problemem (pomijajac ogarniecie tego kto co ma przeciwnik), a to z kolei spowodowało iż zabawa stała się męczarnią. Powiedziałem więc pas.
W tej chwili gra zrobiła się jeszcze większa - jak widzę listy na 75 pkt w mk3 to już wiem, że na taki turniej w ciągu najbliższego roku czy dwóch z pewnością nie pójdę bo nie będę w stanie ogarnąć tego co tam się dzieje - a i tak podejrzewam, że mam łatwiej niż większość nowych graczy bo z grubsza kojarzę zasady.
Taki Xwing to gra, która odnosi sukces z kilku powodów (oprócz oczywistego jakim jest uniwersum) - małe ilości modeli co ułatwia nowym graczom wejście + rewelacyjne wsparcie wydawcy i polskiego dystrybutora. Nowy gracz:
- dostaje wsparcie w postaci przetłumaczonej instrukcji i zasad jednostek (dla wielu ludzi to naprawdę ważne);
- kupuje kilka modeli i zasadniczo może grać w turnieju w standardowym formacie - próg wejścia zarówno finansowy, jak i "wiedzowy" jest znacznie niższy niż WM.
Do tego wydawca regularnie dokonuje aktualizacji punktów i zasad, śledząc metę i rotując nią - oczywiście buffując na początku nowo wypuszczane jednostki. Dzięki temu tak naprawdę niewiele statków w Xwingu jest zupełnie niegrywalnych, podczas gdy w MK3, 3/4 jednostek nadawało się do śmieci (nie wiem jak jest teraz przy tierach, ale wnioskując po prześledzeniu kilku wątków na forum wiele się nie zmieniło).
Reasumując mój chaotyczny wywód - w mojej opinii aby ta gra miała szansę się dalej rozwijać należy:
- rozpowszechnić grę mniejszą ilością jednostek - i nie mówie o okazjonalnych rozgrywkach dla "nowych", tylko o scenie turniejowej (turnieje lokalne, mastery itd); WM musi być grą gabarytowo dla każdego - zarówno nowych, jak i zaawansowanych graczy; Nowym graczom będzie łatwiej ogarnąć to co maja na stole, a prosi i tak wycisną z mniejszej ilości punktów wszystkie soki;
- cisnąć wydawcę o tłumaczenia, ewentualnie spróbować zrobić to we własnym zakresie - zaawansowane zasady WM po angielsku tylko odstraszają;
- stawiać na grę zróżnicowanymi modelami - jeżeli nie zrobi tego wydawca, to może warto w lokalnych turniejach co jakiś czas banować przegięte jednostki?
Bez nowych graczy ten gatunek pacynek zdechnie - bo są oni solą ziemi...tej ziemi.